Decyzją ministra edukacji i nauki liczba godzin w tym zakresie została zmniejszona z trzech do jednej. Mimo protestów rozporządzenia nie zmieniono.
– To nie tylko dyskryminowanie nas, ale także brak troski o przyszłość korzystających z zajęć uczniów oraz pracę dla prowadzących je w szkołach lektorów – mówi Rafał Bartek, przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim. – Trzeba na to spojrzeć przez pryzmat dzieci i nauczycieli.
Brakujące dwie godziny dokłada od siebie m.in. gmina Reńska Wieś.
– To ważne dla przyszłości naszych uczniów – podkreśla wójt Piotr Kanzy. – Jeżeli zostawimy tylko jedną godzinę, za rok nikt nie będzie chciał się uczyć tego języka a przecież nie o to chodzi.
Podobnie mimo bardzo dużych kosztów zrobi burmistrz Ozimka Mirosław Wieszołek.
– Gmina dołoży jedną godzinę, a drugą dodamy z tzw. puli dyrektorskiej. Tylko w czterech ostatnich miesiącach tego roku (czyli od września, gdy przepisy wejdą w życie – dop. red.) będzie nas to kosztować blisko 700 tysięcy złotych – wylicza włodarz
Pieniędzy nie dołoży za to Opole.
– To wiązałoby się z dofinansowaniem nauki w większości naszych szkół – wyjaśnia naczelnik wydziału oświaty Aleksander Iszczuk. – Niestety na ten moment takich pieniędzy nie mamy.
– Podobnie sytuację w Kędzierzynie-Koźlu – tłumaczy wiceprezydent Wojciech Jagiełło. Jego zdaniem państwo powinno dopłacić.
Większość gmin w regionie dopłaci aby wymiar godzin pozostał na dotychczasowym poziomie. Decyzję taką podjęły m.in. Reńska Wieś, Jemielnica, Leśnica, Popielów czy wspomniana już Polska Cerekiew. Przypomnijmy w tym roku subwencja na naukę języka niemieckiego jako języka mniejszości została ograniczona o 40 milionów. Przedstawiciele Mniejszości Niemieckiej zaskarżyli decyzję ministerstwa do Komisji Europejskiej.
Rafał Bartek, Piotr Kanzy, Aleksander Iszczuk, Wojciech Jagiełło:
Autor: Sebastian Pec