„Maseczka jest podstawową ochroną w czasie pandemii” – tak mówią osoby, które na co dzień pracują w strefach wysokiego ryzyka zarażeniem. mimo to wiele osób próbuje negować ten środek ochrony.
– Każdego dnia mam kontakt z koronawirusem i widzę, że maseczki naprawdę nas chronią – przekonuje Sylwia Gernand, prezes laboratorium LOMA w Opolu. – Maseczka i przyłbica absolutnie wystarczy, by ochronić przed patogenem. W naszym laboratorium pobraliśmy kilkadziesiąt tysięcy wymazów pod kątem koronawirusa i żaden z pracowników nie zaraził się podczas wykonywania tej pracy. Maska to jest ważna rzecz w naszym życiu.
– Mamy kilka klas tych masek – dodaje dr Jerzy Miszkiewicz, prezes Stowarzyszenia Auxillium, które prowadzi Hospicjum św. Arnolda w Nysie. – Od zwykłych chirurgicznych po filtrujące, które w bardzo skuteczny sposób chronią przed możliwością infekcji. Przyłbica może być dodatkową ochroną, ale tylko w połączeniu z zakryciem ust i nosa maską. Jeżeli jesteśmy na wolnym powietrzu, w zupełności wystarczy nam zwykła maseczka. Prostą metodą jest ocena ryzyka i dobranie do tego stosownych środków. Ocenę tego ryzyka na konkretnych przykładach przedstawiła niedawno Światowa Organizacja Zdrowia.
Wybór dostępnych na rynku produktów ochrony osobistej jest spory, choć nie od początku tak było. W pierwszych tygodniach pandemii dostarczaniem masek dla służby zdrowia zajmowały się też prywatne osoby i instytucje, które robiły to charytatywnie. Eksperci już uprzedzają, że szczepienia przeciw COVID-19 nie zwolnią obywateli z obowiązku zakrycia nosa i ust. Lepiej więc przyzwyczaić się do faktu, że maseczki jeszcze długo nie znikną z przestrzeni publicznej.