Podczas obchodów Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa w Opolu pojawił się temat pojednania. Uroczystości rozpoczęły się Mszą świętą w kościele oo. Franciszkanów. Następnie uczestnicy przemaszerowali na rynek, gdzie przed tablicą pamiątkową uczczono ofiary mordów dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej. Na Opolszczyźnie mieszkają ludzie, dla których pamięć tamtych wydarzeń jest bolesna, ale nie przysłania dzisiaj człowieczeństwa. Widać tu szansę na pojednanie, które byłoby nie w smak Putinowi – tak można streścić przemówienia przedstawicieli władz, do których należy również wojewoda opolski Sławomir Kłosowski.
– Wielu Polaków, w tym mieszkańcy województwa opolskiego mają bolesne doświadczenia, bo są potomkami tych, którzy pozostali w ziemi wołyńskiej. Mimo wszystko dzisiaj przyjmują uchodźców z Ukrainy. Potrafimy wznieść się ponad rany i blizny. To jest wspaniałe – mówi wojewoda Kłosowski.
– Pamiętam te mordy. Przywożono z wiosek tych, którzy już zostali zabici. To obraz straszny, jakby się weszło do rzeźni. To nie byli postrzeleni ludzie. Najgorzej nie robiło same UPA, bo oni mieli broń, ale tzw. „Krzak”. Trzy wioski nazywały się „Krzakin” i jak była jakaś wioska polska do mordowania, to oni do niej szli z siekierami, widłami, kosami czy nożami – wspomina Ryszard Czerwiński, wołyniak z Dubna.
Ryszard Czerwiński, który mieszka w Opolu od 1945 roku, nie wierzy w rychłe pojednanie z Ukrainą. Jego zdaniem wszystkie obecne gesty płynące zza wschodniej granicy są pozorowane.
Sławomir Kłosowski, Ryszard Czerwiński:
Więcej na ten temat w relacji poniżej:
Autor: Paweł Brol