Domagają się spełnienia 9 postulatów, które mogą zażegnać kryzys w ich branży. Dotyczą one zwolnienia ze składek, wprowadzenia funduszu wsparcia czy uwolnienia godzin otwarcia wybranych lokali.
– Dotychczasowe propozycje rządu są nie do przyjęcia – mówi Marcin Klich z restauracji „Opolanka”. – Podsunęli nam bezsensowne narzędzia. To tak, jakby oni mieli zjeść widelcem zupę, którą im dzisiaj podamy.
– Przygotowaliśmy stół cateringowy – opowiada Łukasz Szewczyk z „Pracowni Sztuki Kulinarnej”. – Zaserwujemy na nim czarną polewkę, bo odrzucamy amory strony rządzącej.
– W pierwszym lockdownie straciłem pracę – żali się Michał Lewandowski. – Później dostałem kolejną w innej restauracji, ale w związku z ponownym zamknięciem gastronomii, tę również właśnie zakończyłem.
– Wstrzymaliśmy wszystkie inwestycje, które mieliśmy w tym roku zaplanowane – mówi Ewelina Emerling z „Zamkowego Młynu”. – Chcieliśmy uratować miejsca pracy. Niestety drugi lockdown nas wykańcza. Walczymy o przetrwanie i zwalniamy pracowników. Nie mamy innego wyjścia, ale trudno rozstać się z osobami, które są z nami związane od wielu lat.
Zgodnie z nowym rozporządzeniem lokale mają być zamknięte aż do odwołania. Jak na razie mogą one serwować posiłki tylko na wynos, co dla wielu restauracji jest nierentowne. W dzisiejszym proteście „Czarna polewka dla rządu” wzięło udział 17 miast w Polsce.